W związku z krytyczną sytuacją finansową Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu pracownicy tej instytucji nie otrzymują wynagrodzenia. Konta instytutu są zajęte przez komorników. Za zaistniałą sytuację pracownicy winią dyrekcję.
Nadal trwa zamieszanie związane z funkcjonowaniem nadzorowanego przez Ministerstwo Zdrowia Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu. 25 kwietnia pełniącą obowiązki dyrektora placówki została Halina Stankiewicz, która zapowiedziała pracownikom, że na razie w ogóle nie będą dostawali pensji. Powodem jest krytyczna sytuacja placówki.
– Sytuacja instytutu jest wyjątkowo ciężka. Długi i zobowiązania narastały od 2014 roku, a przychody, w porównaniu do lat ubiegłych, się zmniejszyły, co oznacza znacznie gorszy wynik finansowy. Efekt jest taki, że od listopada ubiegłego roku mamy pozajmowane rachunki bankowe i coraz częściej zaczęły pojawiać się zajęcia wierzycieli. Mamy problem ze wszystkim – z zakupem leków, z utrzymaniem funkcjonowania całej placówki oraz wypłatami wynagrodzeń – tłumaczy Halina Stankiewicz, p.o. dyrektora Instytutu Medycyny Pracy w Sosnowcu.
Problemy finansowe wpłynęły także na reorganizację placówki. Dodatkowo, wstrzymano pracę części instytutu. – W związku z krytyczną sytuacją finansową Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu, brakiem możliwości zapewnienia środków finansowych na bieżącą działalność, w tym części szpitalnej, brakiem możliwości zapewnienia właściwej opieki i bezpiecznego leczenia hospitalizowanych pacjentów, informujemy, że z dniem 2 maja zawieszeniu ulega działalność: Regionalnego Ośrodka Ostrych Zatruć z Oddziałem Toksykologii Klinicznej, Poradni Toksykologicznej oraz Oddziału Chorób Zawodowych z Pododdziałem Chorób Wewnętrznych i Pododdziałem Alergologii. Wstrzymanie działalności następuje na czas nieokreślony – czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez dyrekcję instytutu.
„Instytut to nie tylko toksykologia”
Na początku roku, marszałek województwa śląskiego Jakub Chełstowski zadeklarował gotowość przejęcia i włączenia wchodzącego w skład instytutu Ośrodka Ostrych Zatruć z Oddziałem Toksykologii oraz Oddziału Chorób Zawodowych do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu. Aby tak się stało, szpital wystąpi o kontrakt do NFZ. Gdy go otrzyma, będzie mógł zacząć funkcjonować z nowym oddziałem. Obecnie prowadzone są rozmowy z lekarzami i pielęgniarkami, którzy mieliby pracować w nowym miejscu.
– Warto jednak podkreślić, że Instytut Medycyny Pracy to nie tylko toksykologia, to także zaplecze finansowo-administracyjne czy kliniczne, z wieloma specjalistycznymi poradniami. Jednak nie interesujemy nikogo – mówią pozostali pracownicy instytucji.
Pracownicy mają dość
Sytuacja instytutu wygląda inaczej w oczach pracowników, którzy otwarcie mówią, że za obecny stan placówki odpowiada niewłaściwa kadra zarządzająca. Wprost mówią o nieudolności i nieodpowiedzialnym zarządzaniu piastującej od 2017 roku rolę dyrektora Renacie Złotkowskiej oraz jej następczyni Halinie Stankiewicz.
– Nikt z nami nie rozmawiał, nikt nie mówił o trudnej sytuacji instytutu. O tym, jak jest źle dowiedzieliśmy się z doniesień prasowych. Nikt nie myśli o tym, że jesteśmy zapleczem bez którego nie można pracować. Zarabiamy po 2 tys. złotych i nawet tych pieniędzy nie mamy, ale to też nikogo nie interesuje. A my już w drugie święta nie otrzymaliśmy pieniędzy. Nie mamy możliwości żyć z oszczędności, bo większość z nas otrzymuje minimalne wynagrodzenie – mówią pracownicy instytutu. – Nasze problemy rozpoczęły się w ubiegłym roku, gdy przyszła „nowa zmiana”, nowa dyrekcja. Wypłata wynagrodzeń przesunęła się wraz z przyjściem dyrektor Złotkowskiej – dodają.
Zaległych wynagrodzeń nie otrzymali także pracownicy, którzy w zeszłym roku złożyli wymówienia w trybie art. 55 Kodeksu Pracy, który mówi o tym, że pracownik może odejść z powodu naruszenia obowiązków przez pracodawcę, w tym przypadku w związku z nieterminowym płaceniem świadczeń, a także zwolnieni pracownicy naukowi oraz lekarze, pielęgniarki i laboranci.
– Każdy walczy o siebie. Obie panie dyrektor od dawna przekonują ministerstwo, że instytut powinien przestać istnieć. Są to osoby niekompetentne, które zamiast pomóc, tylko zaszkodziły temu miejscu. Straciliśmy mnóstwo pieniędzy przez ich nieudolność, bo instytut nie rozliczał się jak trzeba z programów, które realizował. Wygląda to jak jakiś układ, w wyniku którego miejsce to miało przestać istnieć – podkreśla gorzko jeden z pracowników instytutu.
Inni pracownicy wtórują. – Nie dano nam szansy! Byliśmy jednym z najlepszych ośrodków, nie tylko w Polsce, ale i w Europie, z jednymi z najlepszych naukowców. Jednak odebrano nam możliwość dalszego rozwoju, odebrano środki na badania i projekty naukowe. Podsuwaliśmy różne rozwiązania i możliwości, byliśmy pełni chęci do pracy i pomocy, ale nikt nas nie słuchał, gdy jeszcze można było pomóc i nikt nas nie słucha teraz – dodają.
Sprawę zaognia wypowiedź wiceministra zdrowia, który stwierdził, że nie może zapewnić pieniędzy na wypłaty i to od pracowników zależy, czy będą dalej pracować w tym miejscu. Ponadto, według pracowników, nie podjął on działań zmierzających do uregulowania sytuacji ośrodka. Przed instytutem pojawił się transparent „Gdzie nasze pieniądze, panie Gadomski?”, który jest wynikiem frustracji pracowników.
Likwidacja, czyli co?
Według dyrekcji placówki, najlepszym rozwiązaniem jest jej likwidacja, która pozwoli m.in. na postawienie instytutu w stan upadłości, co da możliwość wypłat zaległych pensji pracownikom. Co w praktyce oznacza likwidacja instytutu? Spore problemy dla pacjentów.
– Instytut Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego jest Instytutem Badawczym prowadzącym w oparciu o statut badania naukowe, prace wdrożeniowe, działalność szkoleniową i ekspertyzową oraz działalność diagnostyczną, orzeczniczą i leczniczą w zakresie medycyny pracy i zdrowia środowiskowego – mówi pracownik instytutu. – Wszelkie odwołania będą teraz kierowane do Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi. To właśnie tam trafi część pacjentów z województwa śląskiego, małopolskiego i opolskiego, co oznacza dłuższy czas oczekiwania na wizytę – wylicza.
Uchwałę w sprawie likwidacji instytutu podjąć może jedynie rząd, który wciąż odwleka w czasie ostateczną decyzję w tej sprawie. Na razie zapowiada się jednak, że pracownicy przez najbliższe miesiące w ogóle nie będą dostawać wypłat.