„Zielone dzielnice” – tu żyje się inaczej niż w centrum Dąbrowy Górniczej. W ostatnich latach widać, że społeczności tych dzielnic jednoczą się wokół swoich problemów. Niestety, zdarza się, że ich głosy wciąż nie mogą się jakoś przebić do świadomości decydentów.
Dąbrowa Górnicza – największe powierzchniowo miasto województwa śląskiego i największy ośrodek przemysłowy Zagłębia Dąbrowskiego. Miasto, na prawach powiatu, w obecnym kształcie powstało po dołączeniu do „starej” Dąbrowy gmin i miasteczek, tworzących wcześniej oddzielne jednostki samorządowe jak np. Strzemieszyce czy Ząbkowice.
Rozwój przemysłu i budowa wielkich osiedli mieszkaniowych radykalnie zmieniły obraz miasta. Obecnie na obszarze centrum stanowiącym około 20 procent Dąbrowy mieszka około 80 procent mieszkańców.
Dziś dzielnice takie jak Antoniów, Błędów, Bugaj, Kuźniczka, Łazy Błędowskie, Łęka, Łosień, Marianki, Okradzionów, Ratanice, Sikorka, Strzemieszyce Małe, Strzemieszyce Wielkie, Trzebiesławice, Tucznawa, Ujejsce i Ząbkowice tworzą dębowe miasto.
W tych dzielnicach inaczej się żyje niż w centrum, nie ma tu problemów z parkowaniem, nie ma takiej anonimowości jak w blokowiskach na Gołonogu, tu sąsiedzi znają się często od pokoleń, są za to inne problemy.
Nie chcą luksusu, chcą dróg i pytają: „Jak mamy tu żyć?”
W ostatnich latach Dąbrowa była miastem dużych inwestycji. To nie ulega wątpliwości. Co rusz realizowane są tu nowe przedsięwzięcia, o których mieszkańcy ościennych miast mogą jedynie pomarzyć. Problem jednak w tym, że z zazdrością na inwestycje w Dąbrowie patrzą również sami… dąbrowianie.
– Cieszę się, że w mieście powstają nowe place zabaw, parkingi, remontuje się ulice i chodniki, szkoda tylko, że nie we wszystkich dzielnicach. Kiedy Błędów doczeka się inwestycji? Magistrat skupia się głównie na centrum, to tam pompuje się najwięcej pieniędzy. Więc takie dzielnice jak Błędów, Ujejsce czy Strzemieszyce o wielu remontach przeprowadzonych w centrum czy Gołonogu mogą tylko pomarzyć, tym bardziej, że trzeba spłacać długi za takie inwestycje, jak np. aquapark Nemo. Te dzielnice traktuje się jak
peryferie i niewiele się tam nie robi – mówi pani Janina, mieszkanka Błędowa.

Kolejny przykład to ulica Zagrabie, jej mieszkańcy od dwóch dekad proszą miasto o utwardzenie 600 m drogi. Pierwsze pismo w tej sprawie zostało wysłane do urzędu w 1998 roku, później były kolejne, często ponawiane. Za każdym razem odpowiedź urzędników jest taka sama: „W tym roku nie ma funduszy w budżecie” i tak od 19 lat.
Sprawa jest bardzo poważna. Najgorzej jest jesienią i zimą. Kiedy spadnie deszcz lub zaczną się roztopy, przejazd tą drogą jest praktycznie niemożliwy. Z dojazdem tutaj ma także problem straż pożarna, która, jak podkreślają mieszkańcy, jest często wzywana w związku z pożarami wywoływanymi wypalaniem traw w tej okolicy, dodatkowo zagraża to zajęciem pobliskiego lasu. Kilka lat temu spalił się tu dom. Podczas akcji gaszenia pożaru, wóz strażacki się zakopał.
– Co będzie, kiedy do chorego wezwane zostanie pogotowie? Lekarz nie dojedzie do pacjenta, bo karetka ugrzęźnie w błocie? Jak mamy tu żyć? – pyta retorycznie pani Katarzyna, mieszkająca przy ulicy Zagrabie.
To tylko nieliczne przykłady. A ci mieszkańcy przecież też płacą podatki i nie żądają luksusów. Chcą tylko móc bezpiecznie dojechać do własnych domów. Czy to naprawdę przekracza możliwości dąbrowskich decydentów?
„Zielone dzielnice” vs „Nie damy się otruć”
Często wspomniane dzielnice nazywa są przez dąbrowskich decydentów „zielonymi dzielnicami” – no cóż, kiedyś tak, a dziś? Dziś Dąbrowa Górnicza jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie, a mieszkańcy poszczególnych dzielnic głośno krzyczą: „Nie damy się otruć”. Trudno nie wspomnieć w tym miejscu o Strzemieszycach, dzielnicy, o której w 2014 roku usłyszała cała Polska, wszystko przez śmieci z Salwadoru.

Trudno także nie wspomnieć o Stowarzyszeniu Samorządne Strzemieszyce. Dlaczego? Ponieważ robi wokół siebie wiele szumu, ciągle protestują, piszą petycje, organizują konferencje, domagają się rzetelnych badań środowiska, w którym żyją i przestrzegania przez zakłady zlokalizowane w ich dzielnicy stosownych norm. Z pewnością dla miasta, które zachęca do aktywnego spędzania czasu na świeżym powietrzu, nie jest to wygodne.
Nasuwa się pytanie: Co jest powodem takiej determinacji członków stowarzyszenia?
Zanieczyszczenie środowiska w Dąbrowie Górniczej to problem bardzo poważny. Miasto jest liderem pod względem największej emisji niezorganizowanej. Z kolei Strzemieszyce to jedna z niewielu dzielnic w kraju i Europie, w której jest tak duże skoncentrowanie przemysłu i zakładów uciążliwych. W regionie notowana jest także duża zachorowalność na nowotwory i alergie.
Członkowie stowarzyszenia podkreślają, że nie chcą zamykania zakładów, które przecież dają pracę, a jedynie rzetelnych badań i przestrzegania przez te zakłady europejskich norm.
Lepiej już było, czyli kultura na peryferiach
Ościenne dzielnice borykają się często z brakiem ośrodków kultury, gdzie mieszkańcy mogliby się po prostu spotkać. Z kolei po przekroczeniu drzwi części z tych, które jeszcze jakoś działają, ma się wrażenie, że wróciło się do czasów głębokiego PRL-u, bo od lat nie było tu większych remontów.

Tak jak np. w Domu Kultury w Ząbkowicach, który lata świetności ma już dawno za sobą. Kiedyś to miejsce było chlubą dzielnicy, dziś ten obiekt to straszydło – obraz nędzy i rozpaczy. Odpadający tynk i wszechobecna pleśń, a widoków na remont póki co nie ma. Mieszkańcy dzielnicy mają żal do decydentów, że przez lata nie znalazły się pieniądze na modernizację obiektu, a tym bardziej, że na remont szalet przy PKZ miasto znalazło kilka milionów złotych.
„Pozwólcie naszym dzieciom na równy start”
Trzebiesławice, to tutaj mieści się Szkoła Podstawowa nr 35, do której uczęszcza kilkadziesiąt dzieci. O tym, że szkoła jest od lat niedoinwestowana, rodzice mówią z żalem. Nie ma się im co dziwić. Tutaj też czas się zatrzymał w głębokim PRL-u i widać to na każdym kroku.
„Pozwólcie naszym dzieciom na równy start!” – rodzice apelują do władz miasta
Rodzice od lat nie mogą się doprosić termomodernizacji i jeszcze długo nie będą mogli, ponieważ, jak poinformował w 2017 roku dąbrowski magistrat, na najbliższe lata taka inwestycja nie jest planowana. Remontów wewnątrz budynku też nie widać. Podczas gdy uczniowie innych dąbrowskich szkół mają baseny, uczniowie z Trzebiesławic marzą o pełnowymiarowej sali gimnastycznej. Od jakiegoś czasu, mają łączone zajęcia. Z tym nie zgadzają się rodzice.
– Lekcje w łączonych klasach obniż w znacznym stopniu poziom nauczania. Nie da się podczas jednej lekcji realizować jednocześnie zupełnie odmiennych programów nauczania IV i V klasy bez szkody dla dzieci. To oznacza dla nich gorszy start. Nikt nam nie wmówi, że jest inaczej – mówili w maju ubiegłego roku rodzice z Trzebiesławic.
Oczywiście życie w tych „zielonych dzielnicach” to nie tylko same negatywy, a budżet miasta nie jest z gumy i nie na wszytko wystarcza pieniędzy. Tutaj po prostu żyje się inaczej niż w centrum miasta, które również boryka się z problemami, tylko trochę innymi. W ostatnich latach widać, że społeczności wspomnianych dzielnic jednoczą się wokół swoich problemów. Miasto nie może tego lekceważyć. Niestety, zdarza się, że głosy tych dzielnic wciąż nie mogą się jakoś przebić do świadomości dąbrowskich decydentów. Tymczasem, także dla zachowania wspólnotowego myślenia, warto dbać o potrzeby mieszkańców tych dzielnic, kierując się nie tylko wyborczą kalkulacją.