Upalny mamy sierpień. Wyjątkowo wysoka temperatura panuje także w jednej z dąbrowskich rad dzielnicy. Skłóceni radni oskarżają się o łamanie statutu, reprezentowanie interesów urzędu miasta zamiast mieszkańców i uprawianie polityki. Jak się okazuje, konflikt ma także drugie dno.

Sytuacja w Radzie Dzielnicy Strzemieszyce Wielkie zaognia się z miesiąca na miesiąc, chociaż problemy pojawiły się tutaj jeszcze przed jej powołaniem. Część radnych zarzuca przewodniczącemu i zarządowi, że zamiast działać na rzecz mieszkańców reprezentuje interesy urzędu miasta, łamiąc przy tym statut.

– Zdarza się, że przewodniczący zarządu występuje w imieniu rady w kontaktach na zewnątrz dzielnicy bez jej upoważnienia. Decyzje zarządu są ustalane poza oficjalnymi posiedzeniami, co jest sytuacją niedopuszczalną i kuriozalną. Wykorzystano także radę dzielnicy do promowania zgłoszonego przez grupę osób projektu w budżecie partycypacyjnym pn. „Park rekreacji i wypoczynku przy ul. Grabocińskiej” poprzez wykorzystanie jej w korespondencji na temat parku bez uzgodnienia z radą. Co więcej, doszło do naruszenia zasad etycznych, poprzez podawanie nieprawdziwych informacji na temat zgłaszanego projektu – mówi jedna z osób z rady dzielnicy.

– Konsultacje nie wykazały możliwości lokalizacji na tym terenie proponowanych obiektów, ponieważ jest niezgodność z planem zagospodarowania przestrzennego, nie określono kosztów jego budowy. Brak jest także wytyczenia geodezyjnego drogi dojazdowej, bez czego utworzenie parku nie będzie możliwe – dodaje.

Kolejne zarzuty, jakie padają w stronę zarządu, to rzekome nieudostępnianie protokołów z posiedzeń zarządu radnym biorącym udział w posiedzeniach. Część radnych twierdzi także, że zarząd nie przekazuje im pism przychodzących do rady, a dokumenty mają być przechowywane poza siedzibą rady.

Konflikt ma także drugie dno. Kilku radnych to również członkowie Stowarzyszenia Samorządne Strzemieszyce, a to jak się okazuje jeszcze bardziej zaognia i tak już napiętą sytuację.

– Rada przede wszystkim powinna reprezentować mieszkańców, jednak problemy przy jej powstaniu budzą wątpliwości. Przykładem jest nagła zmiana poglądów niektórych osób i przyniesienie gotowej listy obsady wszystkich funkcji w radzie z wykluczeniem członków Stowarzyszenia Samorządne Strzemieszyce. Wszystkie działania poprzedzające utworzenie rady, konsultacje bez możliwości zmian w statucie i ordynacji, samo wystąpienie z wnioskiem o jej powołanie po deklaracji Stowarzyszenia o woli przywrócenia praw miejskich dzielnicy, to nie był przypadek. Obawiamy się, że chodziło o ograniczenie funkcji rady – mówią członkowie rady, będący także członkami Stowarzyszenia Samorządne Strzemieszyce.

– Prawie wszystkie inicjatywy stowarzyszenia były bojkotowane. Najbardziej kuriozalne było niedopuszczenie stowarzyszenia do udziału w festynie i odrzucenie przez radę naszych wniosków m.in o przywrócenie komisariatu policji, odbudowę połączeń PKP i dworca, przeznaczenia budynku po przedszkolu na cele społeczne i zabezpieczenia dostaw wody podczas awarii. Czy w tych uchwałach jest próba skłócenia mieszkańców lub organizacji? Pytanie pozostawiamy bez odpowiedzi. Każdy może sam sobie odpowiedzieć. Nie tworzymy konfliktów, ale pozostajemy wierni temu, co robimy i o czym marzymy dla Strzemieszyc – dodają.

Przewodniczący zarządu nie zgadza się z zarzutami, twierdząc, że są dla rady krzywdzące, nie mają uzasadniania prawnego i faktycznego, a wszelkie działania podejmowane przez radę i zarząd mają swoje oparcie w statucie, regulaminie i planie pracy. Ponadto, uważa, że ich jedynym celem jest zdyskredytowanie działalności rady dzielnicy.

– Zarzuty stawiane przez część radnych dzielnicy, reprezentujących interesy Stowarzyszenia Samorządne Strzemieszyce, nie są zasadne i w opinii większości radnych mają na celu sparaliżowanie działań rady. Od chwili jej powstania, stowarzyszenie jawnie zwalcza wszelkie dziania próbując skonfliktować ją z mieszkańcami. Organizacja działa prężnie, może więc stowarzyszenie widzi w niej konkurencję? Smutne jest to, że zamiast wspólnie dbać o dobro mieszkańców, stowarzyszenie zwalcza radę, ponieważ chce osiągnąć swój cel priorytetowy, o czym często pisze w swoich biuletynach, czyli odzyskanie praw miejskich i to bez zapytania o zdanie suwerena, czyli mieszkańców – mówi Bogdan Banasik, przewodniczący Rady Dzielnicy Strzemieszyce Wielkie.

Twierdzi także, że „oskarżyciele” nie są zainteresowani pracą w radzie dzielnicy. – Osoby te uczestniczą sporadycznie w jej posiedzeniach, dyżurach czy innych działaniach na rzecz mieszkańców. Dodam, że wszyscy radni są poinformowani o posiedzeniach i o tym, co się dziele w radzie. Zresztą wszystkie te informacje są umieszczane na stronie internetowej. Jestem społecznikiem od 34 lat, nie interesuje mnie polityka, tylko i wyłącznie dobro mieszkańców – podsumowuje.

Poproszony o komentarz do sytuacji, odniósł się także prezes Stowarzyszenia Samorządne Strzemieszyce Jacek Sobczyk, który nie jest członkiem rady dzielnicy.

– Niestety nie ma żadnej współpracy pomiędzy radą dzielnicy a stowarzyszeniem. I nie jest to nasza wina. Pomija się nas przy każdych podejmowanych inicjatywach. My staramy się reprezentować interesy mieszkańców, a wydaje mi się, że nie zawsze jest nam po drodze z radą dzielnicy, która jest jednostką pomocniczą rady miasta. Do naszego stowarzyszenia należą ludzie, zarówno o prawicowych, jak i o lewicowych poglądach. Nas nie interesuje polityka, nas interesują mieszkańcy – mówi.

Pomimo stawianych zarzutów, wszystkie strony konfliktu zgadzają się w jednym – nie obchodzi ich uprawianie polityki, tylko dobro mieszkańców, może więc dla ich dobra zakopać topór wojenny, spróbować się porozumieć i pracować wspólnie na rzecz dzielnicy. Warto spróbować.