We wrześniu dąbrowscy radni pośmiertnie nadali tytuł Honorowego Obywatela Dąbrowy Górniczej Piotrowi Kosiniowi, żołnierzowi Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Uroczyste wręczenie aktu nadania jego najbliższym, odbyło się 11 listopada w Pałacu Kultury Zagłębia, podczas obchodów Święta Niepodległości.

Piotr Kosiń przyszedł na świat 29 maja 1916 r. Był przedwojennym harcerzem, żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Kawalerem Orderu Wojennego Virtuti Militari, trzykrotnie uhonorowany Krzyżem Walecznych, a także odznaczeniami lotniczymi Polski i Wielkiej Brytanii.

– Jego losy są najlepszym przykładem tego, jak bieg historii potrafi odmienić ludzkie życie, nie pozwalając na realizację młodzieńczych planów, jednocześnie na długie lata oddzielając od najbliższych. Swoim życiem dał najlepsze świadectwo odwagi i determinacji polskiego żołnierza. Poświęcając się wojennym zadaniom, zyskał szacunek i uznanie w oczach kolegów oraz przełożonych. A dzisiaj wszystkich, którzy poznają jego życie. Walcząc podczas II wojny światowej w 2. Pułku Lotniczym z Krakowa, potem w Dywizjonie Bombowym 301 w Wielkiej Brytanii, przeszedł prawdziwy, acz trudny do wyobrażenia szlak bojowy, wykazał się nieprawdopodobną odwagą, męstwem i poświęceniem. Pokonał też niesamowitą drogę, by wrócić do Wolnej Polski. Do swojego miasta – Dąbrowy Górniczej wrócił po 63 latach, w 2002 roku. Tutaj też zmarł – ostatniego grudnia 2011 roku – mówi Lucyna Stępniewska z biura prasowego UM Dąbrowa Górnicza.

Począwszy od 1932 r. Piotr Kosin należał do Związku Harcerstwa Polskiego oraz Związku Strzeleckiego pełniąc wiele odpowiedzialnych funkcji (zastępowy, skarbnik, przyboczny drużyny i drużynowy drużyny im. Jana III Sobieskiego w Dąbrowie Górniczej). O tym, jak ważną rolę pełnił w tych patriotycznych organizacjach świadczy fakt, że po 1939 r. był przez długi okres poszukiwany przez Niemców.

Piotr Kosin – fot. UM DG
Piotr Kosin – fot. UM DG

W 1938 r. otrzymał powołanie do wojska, rozpoczął służbę w 2 Pułku Lotniczym w Krakowie. W ciągu najbliższych miesięcy w eskadrze szkolnej na lotnisku w Rakowicach ukończył naziemne przeszkolenie na radiomechanika, a następnie w stopniu starszego szeregowca przydzielony został do jednej z krakowskich eskadr Karasi. Wraz z tą eskadrą przeszedł szlak wojenny we wrześniu 1939 r., a w dniu agresji radzieckiej 17 września na rozkaz polskiego dowództwa przekroczył granicę rumuńską.

– Przez Jugosławię, Grecję dotarł do Francji, gdzie formowało się na nowo polskie lotnictwo. Po kapitulacji Francji przez Morze Śródziemne dostał się do Algierii, Maroka i przez Gibraltar dopłynął do Wielkiej Brytanii. W polskim ośrodku w Blackpool rozpoczął szkolenie na radiotelegrafistę oraz strzelca pokładowego, później trafił na szkolenie do jednostki szkolenia operacyjnego w Bramcote. Przez szereg kolejnych miesięcy wykonywał treningowe loty na bombowcach Wellington, by ostatecznie 28 kwietnia 1942 r. otrzymać przydział do 301 Dywizjonu Bombowego „Ziemi Pomorskiej” w Hemswell. Latał nad najmocniej bronionymi przez artylerię przeciwlotniczą i myśliwce celami w Niemczech, min. Essen, Emden, Bremę, Duisburg, Hamburg, Saarbrücken, Frankfurt, Mannheim oraz na tzw. „gardening”, czyli minowanie morza w rejonie działań marynarki nieprzyjaciela – opowiada Lucyna Stępniewska.

W styczniu 1943 r. wykonał swój ostatni lot bojowy. Ogólnie na swoim koncie miał 32 loty bojowe (sześć z tych lotów ze względu na awarię samolotu nie zostało ukończonych), z których uznano jedynie 29. Mimo, że regulaminowo należało wykonać 30 lotów, zaliczono mu pełną turę i zwolniono z dalszego latania operacyjnego. Został instruktorem radiotelegrafistów, którzy wkrótce mieli zacząć latać bojowo, przeszkalał lotników w zakresie obsługi sprzętu radionawigacyjnego, latał na krótkie loty nieoperacyjne, testując sprzęt radiowy i radionawigacyjny.

– Po rozwiązaniu Polskich Sił Powietrznych, po demobilizacji planował podjęcie pracy w cywilnych liniach lotniczych, ostatecznie ze względów rodzinnych zrezygnował z tego zamiaru i podjął pracę na angielskiej kolei, by w 1983 r. odejść na emeryturę. Po wojnie nie wrócił do kraju, o kolegach którzy zdecydowali się na ten krok nic nie było wiadomo, nie przychodziły żadne wiadomości. Konspiracyjnie otrzymał informację z domu, że rodzina nie jest gotowa na jego przyjęcie. Zrozumiał, że nie może wrócić. Pierwszy raz przyjechał do Polski około 1960 r., kiedy ustał stalinowski terror. Później wielokrotnie odwiedzał kraj i rodzinne strony. Ostatecznie po 63 latach pobytu na obczyźnie, po śmierci swojej żony, 21 października 2002 r. powrócił na stałe – dodaje Stępniewska.

Zmarł 31 grudnia 2011 roku. Pochowany został w rodzinnym grobowcu na cmentarzu przy ul. 11 Listopada.

– W strugach deszczu żegnało go niebo. Taka pogoda podobno była dobra dla lotników wojennych, byli bowiem mniej widoczni dla wroga. Okropna jednak dla ówczesnych pilotów i nawigatorów, bo wyposażenie techniczne samolotów w latach czterdziestych minionego wieku, odbiegające od wszelkich możliwych dzisiejszych standardów, wymagało od nich wielkiej determinacji i dogłębnej znajomości swojego fachu – podsumowuje Lucyna Stępniewska.