Przekleństwa i zdenerwowanie to reakcja pacjentów Sosnowieckiego Szpitala Miejskiego, którzy w kolejkach czekają w izbie przyjęć na lekarza. A ten jest i… go nie ma. – Na izbie nie ma obsadzonego etatu, więc do pacjentów schodzimy z oddziałów. To się skończy tragedią – mówi jeden z lekarzy.

W sosnowieckim szpitalu, podobnie jak w większości tego typu placówek w Polsce, brakuje lekarzy. W tej konkretnej lecznicy chodzi nawet o kilkudziesięciu medyków. Sytuacji nie polepsza z pewnością fakt, że co czwarty lekarz rezydent sosnowieckiego szpitala wypowiedział klauzulę opt-out. Oznacza to, że nie zgadza się na pracę powyżej 48 godzin tygodniowo.

„To skończy się tragedią”

Braki w personelu pacjenci odczuwają prawie na każdym oddziale, a także na izbie przyjęć, gdzie od jakiegoś czasu w ogóle nie jest obsadzany etat lekarza. Do pacjentów na izbę schodzą więc lekarze dyżurujący na oddziałach. Jak to wygląda w praktyce?

– Od jakiegoś czasu na izbie przyjęć na Zegadłowicza nie ma dyżurującego lekarza, tak samo jest na ul. Szpitalnej. Powód? Nie ma obsady. Dochodzi do takich sytuacji, że musimy schodzić po kilkadziesiąt razy z oddziałów do pacjentów na izbę. Na dłuższą metę to jest nie do zniesienia – mówi jeden z lekarzy sosnowieckiego szpitala (dane personalne do wiadomości redakcji).

– Dochodzi do sytuacji, w której musimy wybierać, czy zejść z bloku operacyjnego i iść do pacjentów na izbę przyjęć czy zostać na bloku. Najbardziej cierpią na tym pacjenci, którzy na lekarza czekają po 40 minut albo dłużej. Lekarza, który jest po prostu przemęczony. Jeżeli sytuacja się nie zmieni i nie będzie w szpitalu obsadzonego etatu lekarza na izbie przyjęć, to w końcu skończy się to tragedią. To igranie z losem. Szpital ma sprawy w sądzie o odszkodowania na kwotę kilku milionów zł, nie stać nas na kolejne pozwy. Liczymy na to, że coś się zmieni, ponieważ jesteśmy przemęczeni, a to, niestety odbija się na pacjentach – dodaje.

Sosnowiecki Szpital Miejski - fot.AR
Sosnowiecki Szpital Miejski – fot.AR

Na co mogą liczyć pacjenci na izbie?

To, że sytuacja odbija się na pacjentach, widać od razu po przyjściu na izbę przyjęć. W kolejkach słychać przekleństwa i widać zdenerwowanie, nierzadko cierpiących ludzi. Oczywiście nie zawsze, ale często.

– Czekam z 78-letnią schorowaną mamą już ponad półtorej godziny na lekarza. Nikt się nami nie zajął w tym czasie. Lekarza nie widziałyśmy, podobno jest gdzieś na oddziale. To upokarzające. I jak w takiej sytuacji zachować spokój? Czy tylko na to mogą liczyć pacjenci zgłaszający się po pomoc na izbę przyjęć? – pyta pani Alina z Sosnowca.

Prawa pacjenta w izbie przyjęć nie są regulowane żadnym osobnym aktem prawnym. Kiedy jest więcej osób, w pierwszej kolejności pomoc powinna zostać udzielona pacjentowi, którego życie jest zagrożone, jego stan szybko się pogarsza czy bardzo cierpi. Z drugiej strony nie można tłumaczyć komuś, kto ma mniej poważne, ale bardzo bolesne schorzenie i wije się z bólu, że musi poczekać kilkadziesiąt minut albo kilka godzin.Problem ten sygnalizowały dyrekcji związki zawodowe.

– W Wigilię przez izbę przyjęć, na której od kilku miesięcy nie ma obsady na stanowisku lekarza, przewinęło się ponad 100 pacjentów, do których musiał schodzić lekarz z oddziałów. A proszę mi wierzyć, że na oddziałach jest już wystarczająco dużo pracy, na samej chirurgii jest 46 łóżek. Co gorsze, od jakiegoś czasu weszło w życie zarządzenie, że na kilka oddziałów jest tylko jeden lekarz dyżurujący, o innej specjalizacji. Wystąpiliśmy do prezesa z pismem w tej sprawie, ale nic się do tej pory nie zmieniło – mówi Jarosław Kościołek ze związków zawodowych sosnowieckiego szpitala.

„80 zł za godzinę pracy lekarza okazuje się być za niską stawką”

Prezes szpitala przyznaje, że placówka, jak prawie każdy szpital w Polsce, boryka się z kłopotami kadrowymi, co wpływa też bezpośrednio na działalność izby przyjęć.

– Od jakiegoś czasu zamieszczamy ogłoszenia o konkursie na stanowisko lekarza na izbie przyjęć, ale w tej chwili nie ma chyba szpitala, który nie publikowałby podobnych ogłoszeń. Nie wpłynęła żadna oferta, nie ma chętnych, chociaż podnosimy stawki regularnie. Jednak 80 zł za godzinę pracy lekarza specjalisty okazuje się być zbyt niską stawką. Niestety, naszej placówki nie stać na stawki 150 zł czy 200 zł. Dodam, że jest to problem ogólnopolski i niestety naszego szpitala też dotyczy – mówi Artur Nowak, prezes Szpitala Miejskiego w Sosnowcu.

To prawda, problem jest ogólnopolski (nakłada się na to ciągłe niedofinansowanie i niskie, zdaniem lekarzy, wynagrodzenia) i przy obecnych brakach kadrowych potrzebne są też rozwiązania, które zwiększą efektywność personelu medycznego w codziennej pracy. Najprostszym wydaje się być przekazanie części zadań do pracowników o niższych kwalifikacjach.

Ponieważ lekarze, oprócz tego, że operują, stawiają diagnozy i szukają najlepszych dla pacjentów planów leczenia, są także obciążeni gigantycznymi obowiązkami biurokratycznymi, które zajmują dużo czas, a które mogłaby wykonać np. sekretarka medyczna.

Bez m.in. tego typu rozwiązań systemowych, służba zdrowia nie będzie w stanie podołać rosnącemu popytowi na świadczenia zdrowotne. I o tym powinni pamiętać zarządzający tego typu placówkami, bo gra toczy się o wysoką stawkę – życie pacjentów.

Czytaj także: Lekarze w całym kraju wypowiadają klauzule opt-out. Kto będzie nas leczył?